A teraz do konkretów.
To czego nie potrafię zaakceptować w relacjach zarówno firma-firma / firma-ja / ja-partnerzy firmy…:
- Brak szacunku
To samo tyczy się spóźniania bądź nie pojawiania się na spotkaniach, na które ja lecę z wywieszonym jęzorem i prezentacją piękną jak ta lala.
Pod brak szacunku podchodzi też notoryczne zwracanie się do mnie „Wy”. Dlaczego ja musze trzymać się grzecznościowego „rozumie Pani”, „robimy co w naszej mocy aby sprostać Państwa oczekiwaniom” w zamian dostając „chyba zależy wam na kliencie?”, „to chyba wasza firma tez umie zrobić?”. To chyba jakaś skrywana przez lata potrzeba dowartościowania się wychodzi z butów niczym słoma.
To, że ja pracuję w firmie, której coś się zleca nie oznacza to że jestem niżej w hierarchii społecznej.
- Sprzeczne sygnały
Jeżeli roztrzepana Pani Klientka akceptuje tekst, który następnie pojawia się na wszelkich materiałach reklamowych firmy a ona dzwoni z krzykiem „co to jest!?!” opadają mi ręce. Dlatego też wszystko załatwiam mailowo – trzeba mieć na piśmie „jest ok. proszę drukować”.
- Wymuszanie
3 plakaty to 3 plakaty a nie 6.
Nie rozumiem tekstów „no chyba chcecie z nami dalej współpracować?”. Przecież na coś się umówiliśmy.
Czy ja się kłócę w knajpie, że kupując jedną pizzę dostałam jedną a nie dwie?
- Inna firma…
„Inna firma zrobi nam to o połowę taniej”
„Inna firma chce współpracować bez umowy”
Jeżeli ta „Inna firma” jest taka super to proszę, błagam idź do niej i nie zawracaj mi dupy!
- (zbyt) Wysokie mniemanie o sobie
Litości!
To wszystko tak w kontekście przemyśleń o powrocie do pracy po macierzyńskim…