Zawsze śmieszy mnie, jako polityka społecznego, że ludzi najbardziej oburza orientacja seksualna, nastawienie do krzyża czy wiek potencjalnych rodziców a nie to co ma faktycznie znaczenie. Co ma znaczenie? Czy dziecko będzie w rodzinie, która uczy jak być wartościowym człowiekiem, jak patrzeć na świat z otwartością, jak w siebie wierzyć. Ważne jest nie tylko czy dziecko będzie miało co jeść, ale czy po tym jedzeniu ktoś mu pokaże jak umyć zęby. Ważne jest czy nie dostanie "klapa w dupę" (a bardzo często słyszę jak hetero-matki grożą trzylatkom na placu zabaw), czy będzie u lekarza zanim grypa przejdzie w zapalenie płuc i po tym jak dostanie "pałę" ktoś z nim pogada w czym problem zamiast "do pokoju!! i żeby to było ostatni raz".
Wydaje mi się, że powinniśmy, jako ludzie świadomi i rozumni kierować się realnym dobrem dzieci. Przestać chować się za pozorami i wyidealizowanym obrazem rodzinki z plakatów propagandowych.
Znam wielu gejów. Mam osoby homoseksualne w swoim bliskim otoczeniu i naprawdę każdemu dziecku życzę takich rodziców. Geje, których znam to ludzie inteligentni i mądrzy (a to nie jest to samo). Jeden jest doktorem fizyki z ogromną wiedzą i wielką skromnością. Nikt, nigdy nie był w stanie wytłumaczyć mi istotny czarnych dziur i czwartego wymiaru - tylko on. Drugi to lingwista, tłumacz operujący biegle 4 językami, trzeci to prezes jedynej z Fundacji, które robią bardzo dużo dobrego i dziennikarz w jednym. Oj może wystarczy tego wyliczania.
Ja wiem, że boimy się tego czego nie znamy. Błagam jednak pozostawmy tańce pod krzyżem i ignoranckie poglądy naszym prababciom (bo wiele babć jest już na tyle ogarnięta, że wychodzą z tej grupy) i stańmy się w końcu ludźmi godnymi tego aby ktoś kiedyś chciał nam dziecko powierzyć. Dla mnie sam fakt bycia hetero to zdecydowanie zbyt mało aby zostać rodzicem.