Jak niektórzy z Was (może?) pamiętają rodziłam w Medicoverze. Z porodu byłam bardzo niezadowolona i wszędzie gdzie było to możliwe o swoim niezadowoleniu pisałam. Nie jest to miejsce na rozgrzebywanie starych tematów, ale moim zdaniem wszystko co dało się zrobić źle zostało zrobione - maksymalnie duże dawaki oksytocyny, błąd anestezjologa = brak znieczulenia, duże cięcie, duże pęknięcie, nierozpuszczalne szwy zdejmowane zbyt późno...mogłabym wymieniać długo.
Nie chiałam skazywać mojego malucha na podobnie negatywne wspomnienia, rodzina naciskała na publiczny szpital bo "to jednak publiczny szpital" - no tak.... Wybór szpitala "na Litewskiej" był jeszcze większym błędem. Drugą operację, która zamknęła rozdział otwarty na Litewskiej przeprowadziliśmy w Medicoverze.
Dlaczego? O tym niżej
Operacja dziecka "na Litewskiej"
- Każda wizyta to średnio godzina - dwie w wąskim korytarzu. Dwukrotnie okazywało się, że lekarza do którego przyszliśmy nie ma bo "coś tam".
- Wizyta trwa ok 3-4 minut. Rozbierasz dziecko, mówisz co mu jest, ewentualnie pokazujesz usg i żegnamy, następny. Proszę zadzwonić i w się umówić na operację.
- Przygotowanie do operacji i wprowadzenie w narokozę
Poproszono mnie z dzieckiem "nasza kolej". Wziełąm go na ręce i nagle pod drzwiami sali jedna z Pań (nie wiem kto to był) mówi, że go potrzyma, druga mnie za rękę, że go wezmą i zniknęły z moim, płaczącym w niebogłosy dzieckiem za drzwiami.
Moje dziecko nie dostało "Głupiego Jasia", było w pełni świadome, że jakieś obce osoby wynoszą go od mamy (obiecano mi usypianie dziecka w mojej obceności jak podpisywałam zgody i "papierki"). Był usypiany "na żywca" - nie wiesz jak wygląda wprowadzanie dziecka w narokozę? Jak egzorcyzmy. Dwie osoby trzymają malusza, który wyrywa się, wierzga, wykrzywiają mu się ręce i nogi, z oczu lecą łzy.
Nie mam pojecia kiedy założono mu wenflony, ale obawiam się, że przed narkozą. A po co się patyczkować?
- Powrót dziecka do sali po operacji
Dziecko oddano mi wybudzone, po okresie obserwacji. Był ledwo przytomny od płaczu, czerwony opuchnięty. To była trauma. Nie mogłam go uspokoić. Nie mogłam sobie wybaczyć, że na to pozwoliłam.
- Szwy nierozpuszczalne, trzeba było jechać na zdejmowanie
- Sala 4-osobowa, dla rodzica taboret. W nocy światła zapalone, dzieci płaczą. Ogólnie trochę bliżej mi było do zwierzęcia niż człowieka. Tak się czułam.
Operacja nie do końca się udała. Dziecko wymagało reoperacji. Pani chirurg "Zrobiła na tyle ile umiała".
Bez komentarza.
Operacja w Medicoverze
Początkowo nie byłam przekonana do tej opcji, ale to była dobra decyzja.
- Każda wizyta trwała tyle ile było trzeba – chirurg długo I dokładnie opowiadał o wszystkich możliwych wariantach operacji, powikłaniach itp.
- Dziecko na oddziale dostało “Głupiego Jasia”, w narkozę było wprowadzane praktycznie u mnie na rękach. Byłam z nim do czasu aż zasnął I dopiero wyszłam z sali operacyjnej
- Zanim dziecko zostało wybudzone zawołano mnie do sali pooeracyjnej
- Nie musiałam chodzić I prosić o leki przevciwbólowe dla dziecka – dostawał je z wyprzedzeniem
- Szwy rozpuszczalne
- Zarówno mały jak I ja mieliśmy zapewnione jedzenie. “Na Litewskiej” dwie doby jechałam na drożdzówce, którą miałam ze sobą. Dziecko również nie dostało nic do jedzenia – robiłam mu sama kaszki.
- Miałam fotel do spania (co w sumie nie jest czymś nadzwyczajnym za te pieniądze)
- Całość z wizytami I badaniami wyszła nam na ok 5000zł
Podsumowując – polecam Medicover. Mój poród to było nieporozumienie, ale operacja synka + opieka pooperacyjna super.