Ok, a teraz słowo na sobotę.
Każdy z nas ma takie chwile kiedy zamyka się w łazience, patrzy w lustro i ma ochotę wyć do ksieżyca. Powody są różne. A to znowu wysypało Ci twarz pryszczami przed weekendem, a to facet pod przykrywką męskich wieczorów puka koleżankę z pracy, a to dziecko wyje trzecią godzinę i masz ochotę oddać je do okna życia....
Ty tak nie masz? Ok. Ja i pozostałych 7 185 969 999 ludzi na tej planecie tak mamy więc, no cóż, coś z Tobą nie tak. Zastanów się nad sobą.
Wracając do tematu.
To jasne i oczywiste, że każdy potrzebuje czasami poużalać się nad sobą. Ja wręcz kocham biczować się swoim cierpieniem. Rozpamiętuję, wbijam kolejne szpile - sama sobie! Jestem w tym naprawdę dobra.
Zawsze towarzyszy mi jednak ogromne poczucie winy i wstydu - Co ja głupia pipa robię?! Użalam się nad sobą jak Hipster, któremu pękły okulary a czy jest mi źle? Wobec ludzi, którym umierają dzieciaki, rodzin, którym brakuje na dosłownie wszystko, chłopca, który w liście do świętego mikołaja zamówił paczkę batoników... No, kurwa, wstyd mi jak cholera.
Podobno to źle. Tak jak w średniowieczu jedną z metod leczniczych było upuszczanie krwi chorego tak teraz, dla nas, płacz jest upuszczaniem bólu "chorej duszy". Wiem, wiem to brzmi jak majaczenie wariata, ale ktoś mądry mi tak powiedział ;)
Stoję z rozmazanym makijażem przed tym lustrem i tak się zastanawiam. Biczować się dalej czy nie? Hmmm.....